sobota, 24 grudnia 2011

Z życia inwestora. Historia prawdziwa

 Po kilku latach "gry na giełdzie"(a więc byłem już nie taki zielony, tak mi się przynajmniej wydawało), po przeżyciu hossy i bessy stulecia (94/95) postanowiłem wyjść z marazmu braku większych zysków i sukcesów i za przykładem "rekinów" z mojego POKu , pójść drogą "na skróty", wzbogacić się nieco szybciej.
      czerwony_znacznik.gif Postanowiłem spróbować swych sił na rynku kontraktów terminowych.
Do nauki gry na pochodnych przeznaczyłem część mojego kapitału, co w realnych pieniądzach oznaczało 20 tys. zł. Ta kwota była do stracenia , z moich wcześniejszych doświadczeń wiedziałem, że nauka musi kosztować. Wiedząc, że kiedyś mityczne OFE zaczną dokonywać zakupów akcji postanowiłem rozpocząć od pozycji długich. To był koniec 1999 roku - kontrakty były notowane w okolicach 1600 punktów. Zrobiłem to mimo, iż już wcześniej miałem kilka falstartow dokonując zakupów akcji właśnie w tym celu.
W POKu wszyscy siedzieli na krótkich pozycjach. Ja zupełnie "świeży" przychodzę i biorę na początek pewnie 6 długich pozycji. Śmichy, chichy, wszyscy szepczą... leszcz....
O ile pamiętam kontrakt notowany był wówczas poniżej spot, czyli z tzw. Ujemną bazą. Przychodzę następnego dnia ...a tu na dzień dobry 60 czy 80 pkt zysku, na każdym kontrakcie. Łącznie byłem do przodu po wejściu do gry około 4000 zł. Postanowiłem idąc za ciosem zwiększyć stawkę i dokupiłem kolejne kontrakty. Wszyscy szeptali, że to wypadek przy pracy itp ... trzeci czy czwarty dzień wpadło znów koło 100 pkt . Po tygodniu (leszcz, dawca kapitału) w moim biurze byłem już "doradcą", miałem poważanie. Pokonałem rekinów! To oni wpłacali na mój rachunek. Był okres, gdy zarabiałem dwa fiaciki dziennie. W ciągu jednego miesiąca z 20 tysięcy zrobiło się 120 tysięcy. Żyć nie umierać. Jestem dobry - to były jedyne myśl, które przychodziły mi do głowy.
Dziś wiem, że byłem idiotą i przez przypadek wstrzeliłem się w silny trend.
Nadeszła właściwa hossa internetowa, szło tak sobie. Akcje posiadałem nie takie jak trzeba, za mało nowej technologii. Na kontraktach próbowałem przewidzieć koniec trendu. Uważałem, że rynek nie może rosnąć do nieba. Nic bardziej błędnego. Może!!!

      czerwony_znacznik.gif To był początek końca.
Byłem już tak pewny siebie, że grałem 70 kontraktami. W tamtych czasach mało kto grywał taką ilością. No i przyszła ręka sprawiedliwości po "swoje". Właściwie nie ręka tylko noc. Obstawiłem spadek cen w następnym dniu sprzedając dużą ilość kontraktów. Bardzo dużą...
Pech chciał, ze rynek postanowił wbrew wszystkiemu (a przede wszystkim wbrew moim oczekiwaniom) mocno wzrosnąć. Ponad 100 pkt-owa nocna luka narobiła dużo szkody nie tylko w moim portfelu, ale i w organizmie. Raz na wozie, raz pod wozem - pomyślałem. Teraz pora na dobry strzał. Chciałem się odegrać. Ponieważ portfel miałem podzielony na kilka części uzupełniłem cześć futures kosztem obligacji, podwoiłem stawkę i zagrałem.
Błąd, ale teraz dopiero to wiem, po kosztownej nauce. Znowu zagrałem nie w tę stronę i znowu "nocna" ponad 100 pkt luka mnie dopadła.
W ten sposób w 2 dni - a właściwie noce - straciłem wszystko to co zarobiłem w czasie poprzednich trzech miesięcy.
Nadszedł kilkumiesięczny czas przemyśleń i odpoczynku od kontraktów. Grałem już na małych spółkach bez "lewara". W międzyczasie zrozumiałem, iż przyczyną porażki mojej były:
  • próba złapania końca trendu,
  • reinwestowanie wszystkich zysków, przez co doprowadziłem do horrendalnej dźwigni na moim kapitale,
  • próby "odegrania się" po wcześniejszej stracie.
Te doświadczenia nauczyły mnie pokory. Teraz ponownie gram na kontraktach starając się nie popełniać wcześniejszych błędów i określam poziom bólu do zaakceptowania za pomocą zleceń stop loss . Z różnym skutkiem.

Komentarz
W zasadzie ta historia nie wymaga szczególnego komentarza. Pokazuje jednak ona typową drogę niemal każdego gracza, który zbyt pewnie podchodzi do rynku i po początkowych sukcesach wydaje mu się, że jest najlepszy. W tym przypadku po stronie Inwestora był: spory kapitał (20 tys. zł to znacznie więcej, niż posiadają średnio gracze startujący na naszym rynku) i wcześniejsze doświadczenie, które spowodowało, że nauka była znacznie szybsza.
Przeciwko niemu zagrał - to może paradoksalnie brzmieć - początkowy sukces. Jest to jedna z najgorszych rzeczy, jaka może przydarzyć się początkującemu (w tym wypadku na rynku terminowym). Sukces powoduje zbytni wzrost pewności siebie i utratę czujności. Konsekwencję najczęściej są bolesne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz