piątek, 23 grudnia 2011

Jak „przefiltrować” sygnały analizy technicznej?

Jak „przefiltrować” sygnały analizy technicznej?


Umiejętne stosowanie nawet najprostszych narzędzi analizy technicznej może dawać satysfakcjonujące efekty. Dalekie od prawdy byłoby jednak stwierdzenie, że analiza techniczna (a konkretnie podążanie za trendem) jest „jedynym słusznym” podejściem. W dalszej części artykułu postaramy się wykazać, że jeszcze lepsze jest umiejętne połączenie sygnałów technicznych z analizą fundamentalną.

Na pierwszy rzut oka połączenie takie może wydawać się trudnym do osiągnięcia kompromisem. Analitycy techniczni mogą argumentować, że obserwacja „fundamentów” jest nieprzydatna, ponieważ sygnały techniczne znacznie wyprzedzają to, co się dzieje w gospodarce.

Mogą się przy tym powoływać na doświadczenia ostatnich trzech lat. W pierwszym etapie bessy w drugiej połowie 2007 r. i jeszcze na początku 2008 r. silna wyprzedaż akcji i niekorzystne sygnały techniczne zostały przez sporą część optymistycznych komentatorów zignorowane, ponieważ ich zdaniem spadki nie miały uzasadnienia w kondycji polskiej gospodarki. Na podobnej zasadzie wielu komentatorów zignorowało sygnały końca bessy przed rokiem, zbywając je stwierdzeniem, że optymizm inwestorów nie jest w żaden sposób poparty przez fundamenty.

Z kolei zwolennicy analizy fundamentalnej mogą wskazywać, że nawet jeśli sygnały techniczne są szybsze od wskazówek w postaci danych makro, to niestety jedynie część z owych sygnałów jest na ogół trafna – reszta to fałszywe wskazówki prowadzące do nieudanych transakcji. Przykładowo w ostatnich dziesięciu latach strategia oparta na wspomnianej półrocznej średniej kroczącej dała 37 sygnałów kupna akcji, z czego aż 28 (76 proc.!) przyniosło straty (na ogół jednak niewielkie).

Jakie wskaźniki najlepsze?

Jak pogodzić te sprzeczne wydawałoby się argumenty? Kluczem wydaje się odpowiedni dobór wskaźników makroekonomicznych służących do oceny sytuacji na rynku pod kątem analizy fundamentalnej. Wskaźniki te muszą spełniać bardzo ważny warunek – być jak najbardziej aktualne, inaczej staną się nieprzydatne, zwłaszcza przy tak gwałtownie zmieniającej się sytuacji gospodarczej jak w ostatnich latach. Przykładowo trudno uznać, że warunek ten spełniają dane o PKB.

Co prawda jest to najważniejszy wskaźnik makro, ale dla inwestorów jego odczyty mają raczej walor „kronikarski” niż praktyczny, ponieważ po pierwsze jest on publikowany bardzo rzadko (co kwartał), po drugie po upływie wielu tygodni od zakończenia okresu, jakiego dotyczy, a po trzecie może być szacowany na podstawie innych, „szybszych” wskaźników. Jednym z nich jest roczna dynamika produkcji przemysłowej. W przeciwieństwie do danych o PKB wskaźnik ten jest podawany z dużą częstotliwością (co miesiąc) i z akceptowalnym opóźnieniem (kilka tygodni). Jeśli jako miarę aktualności potraktować dystans, jaki dzieli moment publikacji danego wskaźnika od początku okresu, jakiego on dotyczy, to w przypadku danych o produkcji dystans ten wynosi nieco ponad 1,5 miesiąca, zaś w przypadku danych o PKB – grubo ponad 3 miesiące.

Można by argumentować co prawda, że ceną za większą częstotliwość tych danych jest ich większa chwiejność. Rozwiązanie tego problemu okazuje się jednak proste – wystarczy „wygładzić” dane za pomocą trzymiesięcznej średniej kroczącej. Mimo tego zabiegu matematycznego wskaźnik ten nie traci ważnego waloru, jakim jest częstotliwość publikacji. Mimo wygładzenia za pomocą średniej, dane o produkcji inwestorzy i tak mogą analizować trzy razy częściej niż dane o PKB. Co więcej, wskaźnik ten cechuje się bardzo dużą korelacją z kursami akcji – w ostatnich 12 miesiącach statystyczna zależność między odczytami produkcji i roczną dynamiką WIG (w obu przypadkach mowa o danych wygładzonych za pomocą trzymiesięcznej średniej) wyniosła aż 98 proc., co oznacza, że była bliska matematycznego ideału.
Takie podejście do sprawy sprawia, że zapóźnienie analizy fundamentalnej względem wydarzeń na giełdzie staje się znacznie mniejsze. Przykładowo trzymiesięczna średnia z rocznej dynamiki produkcji zaczęła odbijać się od dna już w marcu 2009 r., czyli zaledwie kilka tygodni po zanotowaniu dołka bessy. Jeśli w kolejnych miesiącach powołujący się na analizę fundamentalną komentatorzy upierali się przy tezie, że zwyżka cen akcji jest nieuzasadniona, to ta (jak się później okazało) błędna diagnoza nie tyle świadczyła o tym, że analiza fundamentalna jako taka się nie sprawdziła, lecz o tym, że komentatorzy ci stosowali niewłaściwe narzędzia analityczne lub opierali się na zupełnie subiektywnej ocenie sytuacji.

Liczy się zmiana tendencji

Przykłady te obrazują, że bardzo istotny jest nie tylko sam dobór właściwego wskaźnika makro, ale też umiejętna jego interpretacja. Można mieć wątpliwości czy ten drugi warunek spełnia najbardziej popularny sposób interpretacji danych o produkcji, przywiązujący największą wagę do tego, czy roczna dynamika jest na plusie (czyli „jest dobrze” i warto kupować akcje) czy na minusie (czyli „jest źle” i należy wystrzegać się akcji). O tym, jak błędna jest taka interpretacja, świadczy fakt, że roczna dynamika produkcji w trakcie ostatniej bessy była na plusie aż do listopada 2008 r., czyli do momentu, gdy WIG zdążył już runąć o 60 proc. Ponownie na plus zdołała zaś wyjść dopiero w listopadzie 2009 r., kiedy WIG miał za sobą rajd o ponad 80 proc. od dna bessy.

Tak nieumiejętne stosowanie analizy fundamentalnej jest zapewne jednym z głównych powodów jej niskiej popularności, ale to już inna historia… My skupmy się na tym, jak w bardziej przydatny dla inwestorów sposób spożytkować odczyty produkcji przemysłowej. Znacznie bardziej użyteczne wydaje się zwracanie uwagi na to, czy dynamika produkcji rośnie czy maleje, bez względu na to czy jest dodatnia czy ujemna. Jeśli rośnie, jest to dobry sygnał dla rynku akcji, jeśli spada – każe to zachować ostrożność.

Okazuje się, że tę prostą zależność można z powodzeniem połączyć z analizą techniczną. Podstawą do zawierania transakcji mogą być nadal sygnały techniczne (np. przebicie półrocznej średniej), zaś odczyty produkcji można traktować jako „filtr” pozwalający uniknąć przynajmniej części błędnych sygnałów technicznych. Szczegółowe zasady takiej przykładowej strategii opisaliśmy w ramce.

Strategia wygrywa z rynkiem

Wyniki takiej techniczno-fundamentalnej strategii okazują się po pierwsze lepsze od zachowania WIG w dłuższym okresie (co samo w sobie jest dużym osiągnięciem, bowiem np. większość funduszy inwestycyjnych przegrywa z indeksem), a po drugie – lepsze niż wyniki strategii wyłącznie technicznej. Przeprowadzona przez nas symulacja wskazuje, że dodanie „fundamentalnego filtra” doprowadziło do kilku ważnych zmian. Po pierwsze, strategia stała się bardziej długoterminowa (czyli de facto nudna z punktu widzenia aktywnych graczy) – w porównaniu ze strategią czysto techniczną liczba transakcji zmalała radykalnie z 37 do zaledwie 5, co oznacza, że znacznie wydłużył się średni czas trzymania akcji w portfelu. Po drugie, odsetek fałszywych sygnałów zmalał z 76 proc. do … zera.

Od początku 2000 r. WIG rósł średnio o 7,3 proc. rocznie. Tymczasem strategia czysto techniczna dała zarobić 15,9 proc. rocznie, a strategia techniczno-fundamentalna przyniosłaby zysk na poziomie 17,9 proc. Mechanizm tzw. procentu składanego sprawia, że 10 tys. zł zainwestowane dziesięć lat temu urosłoby do 53,6 tys. zł w pierwszym przypadku i do 63,5 tys. zł w drugim. Co ciekawe, większe zyski ze strategii „mieszanej” wcale nie były okupione większym ryzykiem strat. Tzw. maksymalne obsunięcie kapitału wyniosło 21,5 proc. (w 2001 r.), podczas gdy w strategii czysto technicznej było to 30 proc. (nie mówiąc już o WIG, który w najgorszym momencie obsunął się aż o 68 proc. względem poprzedniego szczytu).

Jak pod względem tych sprawdzonych kryteriów wygląda obecna sytuacja? Na początku lutego WIG po raz pierwszy od kwietnia 2009 r. spadł poniżej półrocznej średniej kroczącej, co było technicznym sygnałem sprzedaży akcji. Na razie nie jest on jednak potwierdzony przez dane o produkcji – w styczniu jej dynamika wspięła się na nowy wielomiesięczny szczyt.

Przykładowa strategia techniczno-fundamentalna

Zwykła strategia oparta na półrocznej średniej kroczącej zakłada, że akcje kupujemy, gdy WIG znajdzie się powyżej owej średniej, sprzedajemy zaś, gdy WIG spadnie poniżej średniej. Dodajmy do tego warunki fundamentalne. Techniczny sygnał kupna uwzględniamy tylko wówczas, gdy uśredniona roczna dynamika produkcji (czyli trzymiesięczna średnia z rocznej dynamiki produkcji) rośnie od co najmniej dwóch miesięcy lub jest najwyższa od przynajmniej trzech miesięcy. Może się też zdarzyć, że warunek ten zostaje spełniony dopiero jakiś czas po pojawieniu się technicznego sygnału kupna (co jest naturalne, biorąc pod uwagę, że giełda dyskontuje zjawiska w gospodarce) – wówczas akcje kupujemy po spełnieniu warunku fundamentalnego. W podobny sposób traktujemy sygnały sprzedaży – sugerujemy się technicznymi wskazówkami (przebiciem średniej) tylko pod warunkiem, że spełniony jest warunek fundamentalny mówiący, że uśredniona dynamika produkcji powinna maleć od co najmniej dwóch miesięcy lub znaleźć się najniżej od co najmniej trzech miesięcy. Aby uczynić naszą symulację jak najbardziej realistyczną, założyliśmy, że dane o produkcji są znane dopiero 20 dnia kolejnego miesiąca. Zakładamy, że w ramach strategii inwestujemy w koszyk akcji idealnie zgodny ze składem WIG (chociaż założenie to jest trudne do realizacji w praktyce, to jednak dzięki niemu możemy ocenić wyniki strategii w porównaniu ze zmianami indeksu, pomijając zupełnie odrębną kwestię doboru akcji do portfela).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz