piątek, 23 grudnia 2011

Czy wskaźniki fundamentalne pomagają odróżnić korektę od nowego trendu?

Czy wskaźniki fundamentalne pomagają odróżnić korektę od nowego trendu?


W jaki sposób odróżnić chwilową korektę bessy od definitywnego końca negatywnej tendencji? Z pomocą inwestorom przychodzą wskaźniki wyprzedzające koniunktury gospodarczej
Według jednego z popularnych twierdzeń na temat relacji między koniunkturą na rynku akcji i sytuacją makroekonomiczną, giełda dyskontuje przyszłe wydarzenia w gospodarce. Jeśli to twierdzenie jest prawdziwe, to bessa musi skończyć się (skończyła się?) dużo wcześniej od recesji na Zachodzie i spowolnienia w polskiej gospodarce. Problemy jak zawsze zaczynają się, gdy próbujemy wyciągnąć praktyczne wnioski z takich ogólnikowych twierdzeń. Jakie konkretnie dane makro dyskontuje giełda i z jakim wyprzedzeniem? Jak odróżnić moment, w którym giełda dyskontuje faktyczną poprawę sytuacji fundamentalnej od zwyżki wywołanej przedwczesnymi nadziejami?

Giełda niczym prorok?

Czy przypisywanie rynkowi akcji profetycznych zdolności jest w ogóle uzasadnione? O tym, że coś jest na rzeczy, przekonać się można, analizując choćby wydarzenia ostatnich dwóch lat. Bessa narodziła się już w lecie 2007 r., czyli w okresie, gdy żadnemu szanującemu się ekonomiście nie przyszło zapewne nawet do głowy, że ponad rok później światowymi rynkami trząsł będzie bezprecedensowy kryzys finansowy, który bardzo szybko przełoży się też na głęboką recesję w zachodnich gospodarkach.

W drugiej połowie 2007 r., gdy kursy akcji dopiero zaczynały się oddalać od historycznych szczytów, popularna wśród ekonomistów i analityków była teza mówiąca, że trend spadkowy na giełdzie jest zupełnie nieuzasadniony, ponieważ polska gospodarka jest w świetnej kondycji. Dopiero z czasem teza ta ugięła się pod wpływem coraz gorszych odczytów ekonomicznych. Dopiero w sierpniu 2008 r., czyli ponad rok po rozpoczęciu bessy, produkcja przemysłowa w Polsce spadła poniżej poziomu sprzed roku. Dopiero wtedy jasne stało się, że spadek cen akcji nie był wcale taki irracjonalny.

Czyżby więc faktycznie giełda była prorokiem? Czy można jakoś wytłumaczyć ten fenomen, czy należy po prostu przyjąć go jako swoisty dogmat? Wytłumaczenie wynika z faktu, że w gospodarce nic nie dzieje się z dnia na dzień. Wszystkie procesy rozwijają się stopniowo, często na przestrzeni wielu miesięcy. To, że apogeum kryzysu finansowo-gospodarczego miało miejsce na przełomie lat 2008 i 2009, nie oznacza, że wcześniej koniunktura była świetna. Przekonać się o tym można, analizując wykresy tzw. wskaźników wyprzedzających, które na bieżąco odzwierciedlają zmiany zachodzące w gospodarce – znacznie wcześniej niż oficjalne dane, takie jak odczyty PKB.

W przypadku polskiej gospodarki jednym z najlepiej sprawdzających się wskaźników wyprzedzających jest PMI (Purchasing Managers Index) dla przemysłu, publikowany na początku każdego miesiąca przez firmę Markit Economics, i oparty na ankiecie wśród wyselekcjonowanych przedsiębiorstw (pytania dotyczą m.in. wielkości produkcji, nowych zamówień, poziomu zapasów, zatrudnienia i cen).

Jeśli przyjrzymy się wykresowi PMI, to przekonamy się, że sygnały świadczące o pogarszaniu się sytuacji fundamentalnej widać było już na jesieni 2007 r., czyli niedługo po narodzinach bessy (w tym czasie nie było zresztą wcale oczywiste, że mamy do czynienia z bessą). We wrześniu 2007 r. PMI osunął się do poziomu najniższego od 25 miesięcy. Ignorowanie tak poważnego sygnału i upieranie się przy tezie o rzekomo świetnych perspektywach gospodarczych okazało się później bardzo kosztowne.

Zagadka wyjaśniona

Dzięki analizie PMI proste okazuje się fundamentalne wytłumaczenie nie tylko początku bessy, ale również całego jej przebiegu. Na wykresie widać, że kursy akcji osuwały się systematycznie wraz z równie konsekwentnym obniżaniem się PMI.

Dla zrozumienia relacji łączących giełdę i gospodarkę kluczowe jest rozróżnienie między konkretnym poziomem PMI a tendencją, w jakiej się znajduje. To że PMI ma wartość równą np. 45 pkt, samo w sobie jest dla inwestorów informacją praktycznie bezwartościową. Ważne jest natomiast to, czy PMI rośnie, czy spada. Rozróżnienie to jest też pomocne w wytłumaczeniu wspomnianego na początku fenomenu dyskontowania przez giełdę wydarzeń w gospodarce. Początek bessy w drugiej połowie 2007 r. można traktować równie dobrze jako przepowiednię nagłego spowolnienia gospodarczego rok później, jak i jako odzwierciedlenie rozwijającej się stopniowo negatywnej tendencji widocznej na wykresie PMI (to drugie wytłumaczenie jest bardziej racjonalne).

Obserwowanie PMI pomogłoby inwestorom uniknąć wielu strat w czasie bessy. Przykładowo: silne odbicie cen akcji w lipcu 2008 lub w końcu października prowokowało do pytania o to, czy jest to jedynie chwilowa korekta, czy może koniec bessy. O tym, że prawdziwa jest pierwsza odpowiedź, informował PMI – w obu przypadkach kontynuował on bowiem szybki spadek, nie dając jakichkolwiek sygnałów przełomu w gospodarce.Odbicie PMI rozpoczęło się dopiero w styczniu bieżącego roku i trwa do tej pory, sygnalizując poprawę perspektyw fundamentalnych. Tym razem wskaźnik potwierdza poprawę nastrojów na warszawskiej giełdzie.

Pewien problem polega na tym, że nie zawsze PMI porusza się w tak nieprzerwanych trendach, jak w ostatnich kilkunastu miesiącach. Przykładowo: w okresie od kwietnia 2001 r. aż do maja 2003 r. wskaźnik raz szedł w górę, raz w dół, nie dając jasnej odpowiedzi, czy recesja dobiegła końca.

Wskaźnik OECD też pomocny

Z pomocą przychodzi inny wskaźnik wyprzedzający, obliczany i publikowany co miesiąc przez OECD (Composite Leading Indicator). W przeciwieństwie do PMI, nie jest on oparty na ankietach, lecz na kilku innych, starannie dobranych zmiennych makroekonomicznych (w przypadku Polski jest to m.in. produkcja węgla kamiennego). Jak widać na wykresie, tendencje, w jakich porusza się CLI, są bardziej „wygładzone” niż trendy PMI. Znacznie łatwiej „wyłowić” tu punkty zwrotne, które zdarzają się nie częściej niż raz na kilkanaście miesięcy. Obecnie, od stycznia CLI rośnie, co potwierdza optymistyczne wnioski płynące z analizy PMI. To poważne sygnały dla długoterminowych inwestorów, dla których istotne są nadrzędne, wielomiesięczne trendy na rynku akcji, a nie krótkoterminowe wahania.

Obliczany przez OECD wskaźnik wyprzedzający też nie jest co prawda pozbawiony wad (jego wartości są regularnie rewidowane, nawet wiele miesięcy wstecz, co sprawia, że z czasem punkt zwrotny w gospodarce przesuwa się), ale taka już, niestety, jest natura rynków finansowych, że idealne narzędzia do zarabiania pieniędzy nie istnieją. Ryzyka nie da się całkowicie wyeliminować, choć jak widać, można je znacznie ograniczyć.
Tekst pochodzi z zasobów "Gazety Giełdy Parkiet"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz