sobota, 24 grudnia 2011

Dlaczego zaskakuje, skoro nie zaskakuje

Dlaczego zaskakuje, skoro nie zaskakuje


 Niesłychane, niewiarygodne, zaskakujące. Takie wrażenia można by odnieść po tekście opublikowanym przez Puls Biznesu „Klienci nie wierzą w TFI
„TFI zapewniały w marcu, że klienci opanowali emocje. Jednak wycofali 1,9 mld zł — dwa razy więcej niż w lutym. Nikt się tego nie spodziewał.”
„Marcowe dane mnie zadziwiły. Spodziewałem się, że będą lepsze — przyznaje Cezary Burzyński, prezes PKO TFI.’
„To bardzo zaskakujące dane, tym bardziej że przedstawiciele funduszy mówili, że sytuacja się uspokoiła. Wynik gorszy od lutego pokazuje, że wbrew opiniom nastroje klientów się nie uspokoiły — mówi Tomasz Publicewicz, analityk Analiz Online.”
„Dane są zaskakujące, bo sytuacja na giełdzie się poprawiła. Zaskoczenia nie kryją nawet najwięksi eksperci.”
Jako mniejszy ekspert, chciałbym się pochwalić, że mnie owa sytuacja nie zaskakuje. Ba spodziewam się nawet kontynuacji tego trendu. Można powiedzieć, że będzie on wypadkową zachowań inwestorów i emocji, na które są narażeni w tej trudnej działce, jaką jest próba zarabiania pieniędzy. Emocji rozumianych bardzo szeroko, a nie tylko tak jak wynika z tekstu (tego i wielu innych ) – emocji, które pojawiają się wyłącznie w czasie bessy.
Dowartościowałem już swoje ego, więc przejdźmy do rzeczy. Nie od dziś wiadomo, że w ostatniej fazie hossy (na dowolnym rynku) do gry przystępują najwięksi amatorzy i dyletanci. Wśród nich, wielu jest takich, którzy na samym początku nie chcieli wejść na rynek – bojąc się ryzyka z nim związanego. Później byli biernymi odbiorcami panującej wokół „gorączki złota”. By w końcu podjąć decyzję na zasadzie – „skoro  zarobił Zdzisiek spod „3”, a pani Bożenka w pracy już od roku zyskuje w akcyjnych, to chyba nie ma tu większego ryzyka”. Ot i cała głęboka analiza.
Następuje transakcja kupna. W dość krótkim czasie mamy szczyt i załamanie. Załamanie, za które w powszechnym mniemaniu odpowiedzialni mają być niedoświadczeni indywidualni, choć z licznych badań wynika, że za tłumną wyprzedażą akcji w początkowym okresie stoją przede wszystkim inwestorzy instytucjonalni (o tym tekst w przyszłości).
Co robią wówczas indywidualni, zwłaszcza ci najbardziej niedoświadczeni? Boją się. To jest główna emocja, która w tej chwili rządzi ich zachowaniem. W pierwszym etapie można powiedzieć, że doświadczają czegoś, co można nazwać odpowiednikiem akinezji u zwierząt – które w sytuacji zagrożenia nieruchomieją, sparaliżowane strachem.
Niedoświadczony inwestor jest sparaliżowany i nie wie co zrobić. Wie jedno – nie chce stracić. Dookoła słyszy uspokajania, że wkrótce wszystko wróci do normy. Parę sloganów o długoterminowym horyzoncie inwestycji i podobne. I nic z tego wszystkiego nie rozumie. Zaczyna poszukiwać wypowiedzi ekspertów, wybierając wyłącznie te, które potwierdzają, żeby nie sprzedawać -  „przecież strata jest dopiero wirtualna”.
W miarę, gdy straty się powiększają (co jakiś czas nadzieje na ich odrobienie podsycane są niewielkimi korektami wzrostowymi) przyzwyczaja się do swojej sytuacji. Zaczyna akceptować stratę. Ale nie na tyle, by z nią zerwać. Raczej racjonalizuje powody jej utrzymywania. Wydaje mu się, że więcej już spaść nie może (w tym momencie strata często wynosi między 20-40%). Czeka, zaś rynek się osuwa coraz bardziej odsuwając w czasie nadzieję na odrobienie zysku. W końcu następuje pewien punkt, poniżej którego nie jest w stanie zaakceptować straty. I sprzedaje – po wielu miesiącach lub latach, ze stratą grubo przewyższającą pierwotne założenia.

Powyższą historia (bardzo typowa) składa się z czterech faz:
  • fazy paraliżu
  • fazy złudzeń „może odbije”
  • fazy przyzwyczajenia
  • fazy rezygnacji
Ponieważ na rynku są setki uczestników, każdy z nich znajduje się w innym momencie tych czterech faz. Gdyby je narysować na wykresie - obejmują całę bessę. Ostatnia faza - rezygnacji, bywa długa. Wówczas następuje powolne wykruszanie się tych, którzy stracili nadzieję na jakiekolwiek odbicie. To zwykle jest też końcówka bessy.
Podczas niedawnego wykładu w Szkole Głównej Handlowej „Psychologia inwestora giełdowego”, organizowanego przez DM BOŚ poprosiłem przypadkowego uczestnika, by spróbował określić np. w skali od 1 do 10 dwa rodzaje własnych emocji związanych z inwestowaniem.
Zainteresowani Czytelnicy mogą spróbować zrobić teraz to samo.

Najpierw proszę określić w skali od 1 do 10 satysfakcję z zyskownej transakcji
zysk +10%   ….
zysk +20%   ….
zysk +30%   ….
zysk +40%   ….
zysk +50%   ….
W drugim etapie proszę określić w skali od -1 do –10 poziom stresu (niezadowolenia) związanego ze stratną transakcją:
strata  -10%   ….
strata  -20%   ….
strata  -30%   ….
strata  -40%   ….
strata  -50%   ….
Teraz każdy może spróbować nanieść swoje wyniki na oś współrzędnych



Prawdopodobnie w większości wypadków wynik będzie następujący:
Teoria perspektywy

Co wynika z tego wykresu? Ano rzecz bardzo oczywista – przeżywanie stresu ma na nas znacznie większy wpływ, niż przeżywane przyjemności. W przypadku inwestora giełdowego radość z zarobku 40% jest znacznie niższa, niż stres związany z 40% stratą. Ponadto radość z coraz większych zysków rośnie słabiej, niż niezadowolenie z coraz większych strat.
Powyższy wykres przedstawiany jest jako ilustracja teorii perspektywy stworzonej przez  Daniela Kahnemana i Amosa Tversky’ego, która w dużym skrócie próbuje wyjaśnić zachowania ludzi w warunkach ryzyka.

Dla nas w kontekście dzisiejszych sensacyjnych doniesień Pulsu Biznesu jest o tyle ważny, że pozwala zrozumieć dlaczego wycofywanie się ludzi z inwestycji ryzykownych (w funduszach inwestycyjnych) nie jest specjalnie zaskakujące, nawet mimo „poprawy sytuacji na giełdzie” – jeśli za taką uznać kosmetyczny wzrost indeksów akcji w marcu.
Od lipca ubiegłego roku fundusze akcji straciły 20% ,30%, a niektóre więcej. Klienci – zwłaszcza ci niedoświadczeni – mają dosyć. Marcowe wzrosty rzędu 1-2% nie są w stanie zmienić ich negatywnego nastroju. Wielu z nich doszło do swojego „progu bólu”. Wielu dopiero zastanawia się co zrobić. Nawet niewielkie zwyżki mogą wykorzystywać do tego by zakończyć swoje inwestycje i uwolnić się od stresu z nimi związanymi. Spora część nigdy nie wróci już na rynek. Inni wrócą – niewykluczone, że znów przy okazji hossy. W ostatnich tygodniach dostali cenną naukę – o rynku, ale i o sobie samych. Czy będą potrafili z niej skorzystać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz